
Ten z małym nowym rokiem

Dnia 3 kwietnia w iście wiosennej temperaturze 11 stopni Celsjusza i halnym przewracającym śmietniki i ledwo wyrosłe drzewa, otworzyłam okres poświąteczny. Chciałam zacząć kolejny mały nowy rok. Taki z postanowieniami i odstawieniem słodyczy (na pewno) i alkoholu (może). Taki z bieganiem i dietą. Miałam dopełnić to wszystko pozytywnym nastawieniem, wiarą w to, że wszystko jest możliwe, że każdy dostaje to, na co się odważy, wiarą w to, że nie umrę w tym miesiącu z głodu, a ta wielka aglomeracja, do której przyjdzie mi wrócić, będzie dla mnie łaskawa. Miałam. Zamiast tego zrobiłam sobie kolejną zbyt słodką kawę, z mlekiem zdecydowanie za tłustym jak na fit larwę, którą mogłabym być (gdybym tylko chciała) i kolejnym kawałkiem świątecznego sernika, którego oczywiście nie odmówię sobie, póki moje święta u rodziców jeszcze się nie skończyły. Dopóki oni sami jeszcze mnie nie wykopali. Tym sposobem, kolejny nowy rok znowu odrobinę się przesunie.

Może Ci się spodobać...

No i gdzie się szwendasz?
2 maja 2018
Dlaczego Bukowski?
24 kwietnia 2018
2 komentarze
Grafoman
Powodzenia w przejedzeniach! 😉
Mateusz
Mega… Czekam na więcej wpisów.